Bardzo mocno
chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga o… Larrym! :) Dopiero z nim ‘ruszam’, więc mile
widziane komentarze i nowi obserwatorzy :)
Skoro, uważacie tego bloga za bardzo fajnego to tamten na pewno będzie również
dobry (a może lepszy?)
Mam nadzieję, że zajrzycie i pozostawicie po sobie ślad (komentarz, zapiszecie
się do obserwatorów).
I LOVE U x
P.S. 34 rozdział mam nadzieję, że już niedługo! :)
(PRZYPOMNIENIE
POPRZEDNIEGO ROZDZIAŁU: zmiana wyglądu Julii, wypad do kina, droga powrotna
Harrego i Julii: emocjonalna wymiana zdań, Hazz kontaktuje się z Alice, która
wraca z Włoch i będzie na domówce z okazji urodzin Liama)
*Julia*
Długo nie mogłam zasnąć… Ale gdy już odpływałam ktoś zapukał do pokoju.
- No po co pukasz?- skrzywiłam się delikatnie mamrocząc.
- No wiesz… Może się pogodziliścieee… - wychichotała rozbawiona Lisa.
- To, że coś sobie wyjaśniliśmy to nie znaczy, że już to robimy. I to TU.
- Sorrki. – zaśmiała się lekko trzepocząc rzęsami.
- Idiotka. – syknęłam sarkastycznie. - Śpij już.
***
Chyba było już grubo o 3 gdy usłyszałam kolejne pukanie do drzwi.
Lisa smacznie chrapała a ja delikatnie uniosłam głowę aby zobaczyć kto to…
- Zayn…?
- Możemy pogadać? – usłyszałam zdenerwowany szept chłopaka, który usiadł na
końcu mojego łóżka.
- Chodź! – pociągnęłam go za nadgarstek i delikatnie wyprowadziłam na balkon i
oglądając się czy Liss się nie przebudziła.
Lekko przymknęłam drzwi i oparłam się plecami o barierki.
- Malik jest po 3… Zwariowałeś?
- Www… pewnym sensie. Na twoim punkcie.
- Słucham?!
Zayn delikatnie przymknął moje usta swoją dłonią.
- Cicho. Chciałem tylko powiedzieć, że… że… wiedziałem o tej całej Alice tylko
na początku. Wiedziałem, że są razem, że coś tam… Ale potem wy przyjechałyście
a ona zaczęła kontrakt to zaklinał się, że to koniec, bo to wszystko nie było
sensu… Potem się w sobie zakochaliście… Po co miałem się wtrącać? Po co trzecia
osoba? Co z tego, że bolało… Chciałem twojego szczęścia… Tylko tyle…
Lekko zsunął rękę z mojej twarzy i odwrócił się w stronę drzwi.
- Ja go kochałam. - rzuciłam. – On do mnie nic nie czuł. Traktował jak zabawkę…
To koniec, ale Zayn… Nie obiecuję ci niczego, bo wiesz, że to nie miałoby
najmniejszego sensu…
- Wiem... Dobranoc. – chłopak delikatnie musnął mój policzek i po cichu wyszedł
z balkonu i szybko przemknął przez nasz pokój.
Zamknęłam drzwi i wsunęłam się pod kołdrę, choć i tak zasnęłam dopiero jak już
było jasno…
*Louis*
- O której wracasz? Przyjadę po ciebie…
- Będziesz za jakieś 2 godziny? – usłyszałem w słuchawce zdenerwowany głos
Monici.
- Jasne. – odparłem szorstko i nacisnąłem czerwony przycisk.
Telefon pocisnąłem w głąb pokoju a sam rzuciłem się na łóżko.
Coś się jebało, powoli, ale wszystko wygasało. Nie była dla mnie ważna, nie tak
jak kiedyś… Może to nie „to”…?
Wygrzebałem coś przyzwoitego z szafy <klik>
i zszedłem na dół.
Było już po 11, ale w kuchni tylko Zayn, który zresztą w ogóle nie kontaktował.
Wsunąłem jakieś tosty, złapałem za kluczyki i wyszedłem z domu.
***
- Po co kazałaś mi się tu zatrzymać? – zapytałem lecz nie uzyskałem odpowiedzi…
- Louis. – dziewczyna oparła swe dłonie na moim torsie. – Ja... Ja... nie
wiem... Boże kocham cię tak bardzo, ale potrzebuję przerwy, tej cholernej
przerwy... Chce sobie wszystko poukładać...
Auć. Zabolało... Dziewczyna mimowolnie spoglądała na swoje bordowe Vans’y a ja
gwałtownie się odwróciłem.
- Co ty pieprzysz dziewczyno?! – wrzasnąłem wywierając nieprzyjemny dźwięk dla
uszu.
Dziewczyna wybuchła przeraźliwym płaczem a ja nie wiedziałem co ze sobą
zrobić...
- Boże, przepraszam, kitttyy... – delikatnie wtuliłem się w jej plecy szepcząc
do ucha. – Rozumiem... Okej... Zróbmy przerwę, pomimo tego chyba oboje wiemy co
znaczy „przerwa”... Na ile?
- Nie wiem Lou... – Mon gwałtownie się odwróciła spoglądając na mnie swoimi
zaszklonymi oczyma. – Jutro o 18 mam samolot... Obiecuję, że wszystko
przemyśle, ale proszę o jedno... O zero kontaktu...
Ślina zatrzymała mi się w przełyku.
- Ł-ł-łot? – zająknąłem się przyglądając jej się z... małym zdziwieniem?
- Daj mi miesiąc, może 2... Proszę, proszę...
Dziewczyna być może po raz ostatni delikatnie musnęła moje usta, ale jak
większość naszych pocałunków skończył się namiętnym, pełnym pożądania...
***
Lekko otworzyłem drzwi wejściowe wpuszczając przede mnie Moni.
Na kanapie siedział Zayn w... samych
bokserkach?, wsuwał popcorn i oglądał jakieś romansidło. Bleeh.
Natomiast Niall w kuchni szykował sobie STADO dzikich kanapek. (tzn. dżem + ser
+ nutella = only blondi).
- I tak nie zjecie. – obleciał nas spojrzeniem i wyciął na górę z talerzem i
butelką wody mineralnej.
Monica zdjęła buty i poszła też do siebie, ja natomiast usiadłem obok Zayna,
który desperacko szukał pocieszenia w filmie.
- Co jest? – szturchnąłem „bad boya” w ramię.
- Nic. Czekam na jakieś dymanie.
- Jesteś popierdolony.
Chłopak ironicznie wybuchł śmiechem a ja wbiegłem na górę, chcąc być jak
najdalej od tego idioty.
U nas w pokoju siedziała Monica i Niall a reszta chyba jeszcze spała.
Delikatnie uchyliłem drzwi pokoju dziewczyn. Julia siedziała na łóżku owinięta
w kołdrę a Lisa chyba brała kąpiel.
- Co jest? – zapytałem po raz kolejny. – Tylko nie mów, że czekasz na jakieś
dymanie!
- Co?! – dziewczyna przeraźliwie się wydarła i spojrzała na mnie jak na
jakiegoś napalonego pedobeara.
- Kurwuszka. – palnąłem. – To taki cytat z jakiegoś pojebanego filmu. Sorry. –
wykombinowałem na szybkości zmieniając automatycznie temat. – A tak na serio to
co się znów spieprzyło?
- Jesteście chorzy, bez kitu. Jeden mówi, że mnie kocha, ale dyma inną, drugi
mówi, że mnie kocha, ale to nic, 3 kocha lodówkę, 4 rozpaczliwie próbuje
wszystkich ogarnąć a na dodatek ty zadajesz jakieś popierdolone pytanie
sukinsynie.
- Co. – to brzmiało jak raczej oznajmiony sarkazm niż pytanie.
- Nie wiem, cholera. Mamy po 18-19 lat a rozpaczamy, że nasze życie jest do
dupy zamiast z niego korzystać...
- To tylko my, vodka i party hard to nasze życie.
- I dymanie. – dodała ironicznie delikatnie uderzając o moje ramie. – Kocham
cię idioto.
- Nasza miłość jest inna, ale to fajnie. – lekko musnąłem jej policzek i
podszedłem do okna.
- Podaj mi moją bluzę, Tommo, leży na parapecie.
Wziąłem ją do ręki i rzuciłem jej dynamicznie, aż za bardzo...?
- Co to kierwa? – syknąłem podnosząc paczkę fajek, która wypadła na łóżko.
- A nie widzisz?
- Julia do jasnej cholery! Czy to ja jestem uczulony na dym tytoniowy?
- Nie, ja, ale zluzuj misiu, beznikotynowe.
- Nie obchodzi mnie to, wyrzuć to. – rozkazałem podając jej paczkę.
- Moje, nie twoje. – parsknęła śmiechem posyłając mi sarkastycznego „dzióbka”.
W tym samym momencie z łazienki wyszła Lisa.
- Dobra, ja uciekam do łazienki, TATO. – podkreśliła i zamknęła drzwi.
Lisa spoglądnęła na mnie podejrzliwie, ale o nic nie pytała.
- Ej... – zacząłem. – Czemu ona się tak zmieniła? Jest bezczelna, chamska i Bóg
wie jeszcze co...
- Louis, dziwisz się? Też bym się zmieniła, jakbym coś takiego przeszła. –
odparła grzebiąc w szafie. – Nie dość, że Harry to jeszcze Zayn...
- Zayn? – spytałem z lekkim zdezorientowaniem.
- Przyszedł tu chyba po 3 nad ranem i rozmawiali na balkonie. Chyba długo,
zresztą nie wiem, bo śpiąca byłam, ale debile myśleli, że śpię. Ja lisek
chytrusek! – rzuciła wybuchając gromkim śmiechem. – Zresztą pomóż mi w co mam
się ubrać!
- Zdejmij ręcznik i będzie okej.
- Wyjdź. – Lisa spojrzała na mnie z obrzydzeniem i machnęła ręką w stronę
drzwi.
- Dobrze kochanie, ale zapamiętaj tę radę.
- Jasne idioto.
Wyszedłem z pokoju i od razu skierowałem się do swojego, w którym chyba nadal
siedział Niall i Moni.
- Nie żartowałem... – wyszeptałem odchodząc od ich pokoju.
*Julia*
Wyszłam z łazienki w samej bieliźnie. Lisa korzystała z ostatnich promieni
lata pogrążając się w jakimś książkowym dramacie a ja zaczęłam przegrzebywać
dość obszerną a zarazem pustą garderobę.
Ubrana w <klik> zeszłam na dół, który jak na tą godzinę był dość
pusty.
Minęłam salon i weszłam w progi kuchni.
- O kurwa. – syknęłam w myślach przelatując w myślach prawie nagie ciało Zayna.
- Cześć. – wyjąkałam podchodząc do niego i dając mu delikatnego buziaka w
policzek.
- Witaj. – odparł przygryzając wargę. – Zjesz coś?
- Eeee...rrrmm. Ciebie.
- Co?
- Co co?
- Pytałem co zjesz a ty powiedziałaś, że mnie!
- Serio?!
- Chyba jeszcze śpisz. Kawy?
- Chętnie. Przepraszam.
- Nie masz za co. W sumie, podobają mi się takie zamiary, mała. – rzucił
puszczając do mnie oczko.
- Mała to może był twoja pała, ja jestem niska, KOCHANIE. – odparłam
uśmiechając się sztucznie i jednocześnie złapałam łyka jego kakao.
Chwilę potem już wszyscy byli w kuchni, ale Zayn się ulotnił żeby się ubrać.
- Nigdy więcej... kuuurwaa... – jęczał Liam popijając szklankę wody.
- Pierwszy kacyk misiu? – przedrzeźniałam chłopaka, ale on nie miał ochoty na
żarty, raczej na spotkanie z kiblem, co najlepiej by mu pomogło.
- A ja proponuję powtórkę. – wtrącił Hazz. – Tylko już całą ekipą. – spojrzał
na mnie ukradkiem. – Co wy na to?
- Dobra! – pierwszy wydarł się Liam wyglądający na ucieszonego na co wszyscy
wybuchliśmy śmiechem.
- Okej, mi pasuje. – odparłam opierając się o blat i zarazem łapiąc łyk lury,
którą zrobił mi Maliczek.
Wyłamali się tylko Lou i Lisa, którzy pomimo wszelakich nalegań chcieli zostać
w domu.
***
Przez te kilka godzin, które pozostały nam do wyjścia do klubu siedzieliśmy
wszyscy w salonie, na kanapie obgadując każdy szczegół związanymi z urodzinami Liasia,
które już pojutrze.
***
Ok 21 zaczęły się wielkie „przygotowania”.
Najpierw Lisa pomogła mi znaleźć coś konkretnego w szafie <klik>, potem wyprostowała mi włosy, a na koniec
nałożyłam sobie lekki makijaż, w którym górował eyeliner, który idealnie
podkreślał moje oczy.
- Na pewno nie idziecie? – zapytał po raz kolejny Niall próbując wzbudzić
litość na słodkie oczka w swojej dziewczynie.
- Jestem padnięta po wczorajszym, bejbe, zaraz idę spać. – odparła cmokając
chłopaka w policzek a następnie zamknęła drzwi.
I została sama z Louisem...
***
Impreza powoli się rozkręcała, chodź pomimo wszystkiego nie chciałam wyjść na
parkiet tylko siedziałam przy ścianie przy stoliku z Monicą i powoli sączyłyśmy
drinki i rozmawiałyśmy.
Chłopcy gdzieś wybyli na parkiet, tylko z czasu można było dostrzec sylwetkę
któregoś z nich.
Dopiero po jakieś niespełna godzinie przybyli wszyscy aby wreszcie coś wypić.
Stolik był dość duży, więc zmieściliśmy się wszyscy. Obok mnie usiadł Liam a na
przeciwko... Harry.
***
Drink za drinkiem i co raz mniej zwracałam uwagę na to co mówię...
- Idziemy densić kochanie? – zwrócił się do mnie Liaś.
- Idź, bejbe, nie chce mi się. – spławiłam go delikatnie, bo najzwyczajniej w
świecie nie miałam ochoty.
- Może nie umiecie? – rzucił spoglądając na nas z chamskim uśmiechem.
- Hm? – reszta dolała oliwy do ognia i spojrzenia chłopaków poległy na nas.
- MY? – spytałam wstając i dotykając torsu Liama wyminęłam go. – To patrz.
Podeszłyśmy do lady i zaraz po tym w klubie rozprzestrzeniła się głośna muzyka
<klik>.
- Idealnie. – mruknęłam wchodząc na ladę i dość... wysokich i niestabilnych
szpilkach.
Monica ruszyła za mną i w rytm muzyki tańczyłyśmy na blacie, a chwilę potem
przy nim zebrało się niezłe stado napaleńców.
Czułam się jakbym tańczyła w klubie GO-GO. Te spojrzenia innych, obleśnych
facetów, natarczywe dotyki...
Kątem oka widziałam zamurowanie chłopaków, bo jakby wpadł to Louis, to nikt by
nie przeżył, nawet my.
Szczerze mówiąc, Moni radziła sobie lepiej ode mnie, bardziej odważnie.
W pewnym momencie rozjechałam się na ladzie robiąc przy tym szpagat i
jednocześnie w stanik wsadzając kilka dolców, które od jakiegoś czasu próbował
mi wetknąć jakiś staruch.
I w tym momencie *BACH! Koleś z hukiem upadł na ziemie. Harry... Przerzucił
mnie przez ramię i ruszył ze mną w stronę wyjścia.
- Zostaw mnie do jasnej cholery! – zaczęłam wymachiwać rękoma.
Chłopak postawił mnie na nogi i spojrzał na mnie z lekkim chaosem w oczach.
- Co ty wyprawiasz? – zapytaj spokojnie.
- To co ja robię, nie jest twoją sprawą, wypierdalaj ode mnie raz na zawsze
popierdoleńcu! – wykrzyczałam mu prosto w twarz próbując odbiec od niego w
stronę środka sali.
Nie... Był szybszy. Chwycił mnie gwałtownie za nadgarstki i pocałował, próbując
natarczywie wsadzić swój język do środka mojej buzi.
Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało dopóki... *JEB!
- Zayn?! – wrzasnęłam spoglądając raz na niego raz na leżącego na ziemi
Harrsa...
- Chodź stąd... – rzucił biorąc mnie za rękę, jednocześnie wychodząc z budynku.
________________________________
Nie wiem co mam tak na prawdę powiedzieć... Nie miałam przez ten miesiąc
dostępu do komputera... Wchodziłam tylko na 5 minut zobaczyć co się dzieje na
twitterze i fejsbuku. Nie miałam czasu aby go napisać na komputerze, więc...
pisałam go na komórce... dobry miesiąc... Uwierzcie mi, że nie tak łatwo się
pisze na komórce takie rzeczy...
Jeśli następny rozdział pojawi się za miesiąc z moich powodów to zawieszę
bloga, bo takie prowadzenie go nie ma najmniejszego sensu...
Przepraszam, że Was zawiodłam, ale mam nadzieję, że kolejny rozdział dodam
bardzo szybko.
+ komentować mogą TYLKO obserwatorzy bloga. anonimom "podziękowałam"
z racji chamstwa i spamu.
+ jeśli macie jakiekolwiek pytania to piszcie na mojego twittera -> @xx_paulla_xx
Oczywiście przez kilka rozdziałów nie ma określonej liczby komentarzy, abym
dodała nowy, ale mam nadzieję, że komentarze nie spadną pomimo wszystkiego, bo
to jedyne moje wsparcie.
+ krytykujcie! przecież możecie mówić co Wam się nie podoba! dzięki temu będę
naprawiać swoje błędy. Ale tylko krytyka UZASADNIONA.
Następny rozdział będzie bardzo interesujący! W sumie będzie niezłe wydarzenie,
którego sama się nie spodziewałam!
Także pozdrawiam i liczę na szczerość xxx
PRZEPRASZAM wszystkich za moją nieobecność od prawie miesiąca... Wiem, że jest tu dawno 30 komentarzy, bo zaglądam tu codziennie, ale... Po prostu nie mam głowy, weny, nie chce mi się (?) aby to pisać. Mam jakiś pomysł, ale muszę się porządnie zebrać i usiąść żeby coś wydukać! Prawdopodobnie nowy rozdział pojawi się w tym tygodniu (zapewne w weekend). Aby Wam to jakoś wynagrodzić to kilka rozdziałów będzie bez wymaganej ilości komentarzy i dodam je najszybciej jak będę potrafiła!
Do następnego i jeszcze raz przepraszam xx
- Jak ty wyglądasz?! –
wydarł się Louis krztusząc się kawałkiem wepchanego wcześniej w siebie chipsa.
- Coś nie tak? – zdziwiłam się robiąc się neutralna.
- Gdzie twoje ciemnobrązowe włosy?! – krzyczała Lisa, która przybiegła do mnie
i sprawdzała czy gdzieś ich ‘nie ukryłam’… Ehh…
- To nie ja! To moja Shauma! (<klik>) (jeśli ktoś nie pamięta to Julia wcześniej
wyglądała tak: <klik>) – drwiłam dalej powstrzymując śmiech. – Ale
Harreeh! Nie patrz tak! Tobie do szczęścia jest tylko potrzebne konto premium
na Redtubie!
Nie wiem co ja pierdolnęłam, ale każdy z wyjątkiem Hazzy wybuchł takim
śmiechem, że mi się nogi ugięły.
- Ale naprawdę wyglądasz genialnie! – obróciła mnie wokół mojej własnej osi.
- Ohh yeaah! – przytaknęli wszyscy jednocześnie… Noo… Z wyjątkiem Harrsa.
- A gdzie Mon? Rano jej już nie było, nadal jej nie ma? – próbowałam stanowczo
zmienić temat.
- Pojechała do ciotki, do Birmingham. Wróci jutro, albo pojutrze… - wyjąkał z
obojętnieniem w głosie.
- Chodźcie zbieramy się, bo się spóźnimy. – rzucił jak zwykle opiekuńczo Li.
- C’mon, c’mon! Liaś chce zobaczyć reklamy, w których występuje Leona…
(Liam: <klik>)
Zmierzwiłam delikatnie włosy i wyszłam przedostatnia, a tuż za mną Zayn.
- Naprawdę wyglądasz obłędnie… - wyszeptał do ucha lekko przytrzymując moją
rękę.
- Dzięki. – odparłam obojętne odchylając twarz od jego ust, które delikatnie
łaskotały moje ucho.
Był całkiem ciepły wieczór, cudowne ostatnie dni wakacji…
Szliśmy spacerkiem rozmawiając o rzeczach ważnych i mniej ważnych… Temat się
wydłużył w sprawie party hard, które już za 4 dni. Liaś ty stara dupo!
Ustaliliśmy, że imprezę urządzimy w domu, nie chcemy klubów. To mi pasowało.
- Możemy pogadać? – usłyszałam głos, który kierował się do mnie i w tym samym
momencie moje ciało oblał gorący pot.
- Teraz? – zdziwiłam się ‘z lekka’ patrząc z dziwnym grymasem na twarzy.
- Kiedyś będziemy musieli… - Harry delikatnie dotknął mojej dłoni jednocześnie
namawiając abyśmy oddalili się od grupy.
- To wybierz sobie lepszy czas, a najlepiej w ogóle go nie wybieraj i nie trać
dla osób nic nieznaczących dla takich gwiazd jak ty Hazz… - rzuciłam jednym
tchem i jednocześnie dołączyłam do reszty.
Ta krótka wymiana zdań wystarczyła aby zmienić mój humor… Ekhh…
Po dość męczącej drodze wreszcie dotarliśmy pod budynek kina. Weszliśmy głównym
wejściem udając, że to nie my (chłopcy i ich maskowanie…). Kupiliśmy bilety, za
które uparcie chciał zapłacić Niall. Potem skoczyliśmy jeszcze po kubełki
popcornu.
- Karmelowy! Najlepszy! – pisknęłam przy kasie prosząc o zamówienie.
Babka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale na szczęście zdecydowała się to
przemilczeć.
Weszliśmy na salę kinową, która była dość… pełna.
- Leona! Leona Lewis! Patrzcie! – darł się Li wskazując na ekran, na którym
chwilę temu zaczęły się wyświetlać reklamy.
- Ciszej idioto. Szukaj miejsc palancie! – popchnął go delikatnie Lou, próbując
zachować powagę.
- Rząd ‘G’! Tutaj! - zawołał Zayn wskazując palcem nasze miejsca.
Wszyscy jak banda przygłupów popędziła zając najlepsze miejscówki.
Była taka przepychanka, że po 3 minutach udało mi się usiąść… koło Harrsa i
Zayna…
- Ja jebie… - przeklęłam w myślach wyobrażając sobie, że podczas jakiejś
strasznej sceny wtulam się w jednego z nich…
Film się zaczął, był wciągający, ale nic nadzwyczajnego.
Niektóre sceny były faktycznie przerażające, ale dało się przeżyć, bez wtulania
w Zarrego.
- Zamknąć ryje One Pierdolekszyn! – wydarł się facet siedzący 2 rzędy przed
nami, któremu chyba przeszkadzało rżenie Louisa, którego swędział popcorn,
który wpadł mu za koszulkę.
- Japa lamusie! – wrzasnęłam rzucając w niego M&Msem, których Malik miał
zapas.
Koleś puknął się w czoło i odwrócił się w stronę ekranu. To samo zrobiłam ja
udając, że nie widzę dziwnych spojrzeń…
***
Wreszcie wyszliśmy z budynku a na zewnątrz przywitał nas chłodnawy wiaterek.
- Czy wy N I G D Y nie potraficie się zachować?! – zwróciłam się w stronę
reszty. - Ten się drze, bo sexy reklama, ten bo miejsca cudem znalazł, ci bo
muszą się fajnie usadowić, ten bo go swędzi… Chryste…
- Ta co nigdy nie widziała popcornu karmelowego, wyzywasz i rzucasz w faceta,
który chce spokojnie obejrzeć M&Msami! – wzburzył się Lou.
- Dobrze, że chociaż nie przejmujesz się hejcikami, mój ty pierdolekszyn. –
uśmiechnęłam się sztucznie robiąc coś w stylu ‘dzióbka’.
- Dobra, nie wiem jak wy, ale ja idę do klubu się zabawić! – rzucił Li
zmieniając jednocześnie dość dziwny temat.
- Ja odpadam, mnie zbawi tylko ciepła kąpiel i mięciutka kołderka. – odparłam
przecierając oczy, który delikatnie mi się zamykały.
Wszyscy przystali na propozycję Daddiego… oprócz Hazzy…
Gdy usłyszałam: „Ja też wracam do domu”, ciśnienie automatycznie mi
podskoczyło.
Spojrzałam ze strachem na Louisa, ale on stał bezradnie…
- Poradzę sobie… - pomyślałam, gdy już się żegnaliśmy.
Oni ruszyli w przeciwnym kierunku a my staliśmy jeszcze tych samych miejscach i
żadne się nie odważyło dać pierwszy krok.
- Masz i chodź, bo się przeziębisz. – usłyszałam i jednocześnie poczułam jego
ciepłą i podniecająco pachnącą marynarkę.
- Od kiedy się o mnie tak martwisz? – parsknęłam zdejmując żakiet. – Wracam
taksówką. Chyba sobie poradzisz.
- Poczekaj! Porozmawiajmy. Załóż i wróćmy do domu pieszo. Proszę…
- Harreh, jestem padnięta po dzisiejszym dniu, odpuść do cholery…
- Mogę cię nieść tylko proszę pogadajmy… - nalegał oczekując mojej reakcji.
Minęłam go bez słowa i jednocześnie zabrałam mu marynarkę, którą z
powrotem nałożyłam na swoje ramiona.
- Chodź.
Szliśmy chwilę w milczeniu, próbując cokolwiek z siebie wydusić.
- To nie tak… Wszystko miało być inaczej… - zaczął spuszczając głowę w dół.
- A jak Harry?! Jak?! Miałam się o niej nigdy nie dowiedzieć?! Nie traktuj mnie
jak skończonej idiotki! To, że oślepiłeś mnie przez jakiś czas to nie znaczy,
że nią jestem… I jeszcze w to wszystko wciągnąłeś Zayna…
- Przestań… Alice jest we Włoszech, na kontrakcie… Chciałem to wszystko
skończyć, ale nie miałem jak, błagam…
- Nie miałeś jak? A te przesłodzone telefony? Skończ pieprzyć!
- Skąd wiesz, że było ich więcej? – spojrzał ma mnie z lekkim ‘szokiem’.
- Domyślam się… Nie pogrążaj się już Hazz… To skończone. Nie chcę na ciebie
patrzeć. Pomimo tego, że z wierzchu się uśmiecham i bawię się w najlepsze to
pomyśl co się dzieje ze mną od środka. Każdego wieczoru gdy zasypiam wszystko
wraca Styles. Pamiętasz jak się poznaliśmy? Co biegliśmy po lody w ulewę? Nasze
ukradkowe, krzyżujące spojrzenia? Rozmowa na balkonie, po której zrozumiałam
jak cholernie jesteś dla mnie ważny i tak w chuj mocno cię kocham? Jak chciałeś
się pieprzyć ze mną na środku ulicy, ale ktoś jechał rowerem? A ta noc…?
Harreh… - głos mi drżał, do oczy delikatnie napłynęły łzy…
- Przepraszam… - cicho wyszeptał i delikatnie wtulił mnie w swój tors.
- Nie. – oderwałam się od niego i jednocześnie przetarłam policzki. – Nie
będzie jak dawniej. Nie wybaczę ci… To boli, zbyt mocno.
Ruszyłam przed siebie a Hazz został na środku chodnika. Na szczęście do domu
było jeszcze tylko jakieś 200m.
Otworzyłam delikatnie drzwi, zdjęłam Martensy i poszłam do siebie.
*Harry*
- O której jutro lądujesz bejbe? – wymamrotałem do słuchawki.
- O 10 będę. Ale najpierw jadę do domu, zobaczymy się na imprezie Liasia
kochanie. Stęskniłeś się?
- Nawet nie wiesz jak bardzo Ali… - odparłem przygryzając delikatnie dolną
wargę. – W takim razie do zobaczenia w piątek.
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i włożyłem telefon do kieszeni.
Tak, dręczyły mnie wyrzuty sumienia… Cholrnie… Ale… Na Alice mi tak strasznie
zależy… Może tylko za tym jaka jest w łóżku? Nie wiem, nie wiem co ja wyrabiam.
Cholera…
__________________________
Podoba się? ;)
Wiem, że było już od dawna 30 komentarzy, zaglądam tu codziennie i wiem jak
wyglądają statystyki. Nie mam was w dupie, potrzebowałam czasu aby to napisać,
bo chyba wy też chodzicie do szkoły i uczycie się... Zresztą jak wy zbieracie
się tyle czasu z 30 komentarzami to chyba powinniście być chodź trochę
wyrozumiali.
+ Nie spamujcie mi z anonimów i nie piszcie, że chcecie nowy rozdział, bo takie
bezczelne są usuwane.
Pozdrawiam. xx
30 KOMENTARZY - NOWY ROZDZIAŁ ;)
Pomimo, że położyłam się przed
4 nad ranem to wstałam o 9 bez budzika. Cóż za osiągnięcie...
Zwlekłam się powoli z łóżka i mozolnie rozejrzałam po pokoju. Nawet łóżko Lisy (nie zapominajcie, że w Londynie Julia i Lisa mają
wspólny pokój) było puste.
- Myślałam, że chociaż kiedy śpi we własnym łóżku to będzie się wysypiała...
Oh, Niall... – wymamrotałam pod nosem uśmiechając się sama do siebie.
Zarzuciłam szlafrok i zeszłam na dół.
Tradycyjnie na dole wszyscy siedzieli w kuchni i jedli śniadanie. Przywitałam
się grzecznie i usiadłam ze swoją ‘porcją’ obok Louisa.
- Jakieś plany na dziś? – spytał delikatnie na mnie spoglądając.
- Tak. Najpierw muszę się dostać do South Kensington a potem muszę pozałatwiać
kilka spraw i przy okazji może skoczę na zakupy. – odparłam jednocześnie
wpychając w siebie łyżkę Lion’ów <klik>. – A czemu pytasz?
- South Kensington? Po co? – zapytał lekko zdziwiony.
- Wiesz... Za tydzień rozpoczyna się szkoła a ja chcę wreszcie zacząć
studiować... Idę na Royal College of Art.
- Okej... Wieczorem wybieramy się wszyscy do kina. Idziesz?
- Ta, pewnie.
- Hm?
- Tak, pójdę Louisie. – rzuciłam do chłopaka, który widocznie wyczuł wcześniej
jakikolwiek sarkazm.
- Dobra, to my się zbieramy. – klepnął delikatnie blondasa w ramię. – Jakiś wywiad,
potem krótkie spotkanie i umówienie kilku spraw dotyczących uczelni...
Niall, na którego wszyscy czekali niedbale dokończył kawałek tostu, ucałował
Lisę a po chwili zostałyśmy już same.
- A ty jakie plany na dziś kochanie? – zapytałam Liss, która wkładała, a raczej
uciskała naczynia do zmywarki.
- Eehh. Latam po uczelniach, mam kilka wybranych, więc zjedzie mi cały dzień.
- Zaakceptowałaś to? Tak normalnie, że nas zostawili na pastwę losu z tymi
debilami?
- Wiesz... Teraz mi to zwisa, ale przez kilka dni to nie wychodziłam z pokoju i
było mi na prawdę ciężko... Ale mamy siebie! – rzuciła delikatnie mnie
ściskając. – Dobra, ja spadam szykować się, bo już powinnam wychodzić. Ja
pierdacze, tradycyjne opóźnienie... – wymamrotała wbiegając po schodach.
Uśmiechnęłam się pod nosem, chwyciłam za komórkę i podreptałam na górę.
Skoro toaleta była zajęta to postanowiłam najpierw wygrzebać coś przyzwoitego z
szafy. (<klik>)
Kiedy wreszcie dostałam się do łazienki, wzięłam szybki prysznic i w samym
ręczniku stanęłam przed lusterkiem. Zmierzwiłam niedbale włosy i przejrzałam
się od stóp do głowy.
- Czas na zmiany. Duże zmiany. – wymamrotałam pod nosem związując włosy,
których nie chciało mi się myć.
Wyszłam z łazienki i od razu ‘przywitała’ mnie Lisa.
- To ja lecę. Będę ok. 18. Pamiętaj o dzisiejszym kinie. Love u. – rzuciła dając
mi szybkiego buziaka w policzek po czym wyszła z pokoju a chwilę po tym
usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych.
- To może i ja się pośpieszę. – westchnęłam zarzucając na siebie ciuchy.
Nałożyłam lekki mejkap, wpakowałam potrzebne rzeczy do plecaka, przejrzałam się w lusterku i truchtem
zbiegłam na dół.
Wygrzebałam klucze a następnie zamknęłam drzwi łapiąc ‘łyk’ świeżego powietrza.
Pomimo londyńskiej pogody, dziś było słonecznie i wiatr przyjemnie przewiewał
przez moją koszulę, ale przynajmniej nie rozwiewał mi włosów, które były
splecione w niestaranny kok.
Była punkt 11, więc miałam sporo czasu, ale i tak postanowiłam, że będę się
sprężać. Na dziś miałam sporo rzeczy do pozałatwiania, ale postanowiłam zacząć
od wybrania się do South Kensingtonu - Royal College of Art, czyli mojej (taką
miałam nadzieję) – przyszłej uczelni.
***
Stałam
przed brązowo-szarym budynkiem dokładnie mu się przyglądając. Po chwili
zmarszczyłam brwi i weszłam do środka.
***
Jakiś koleś przepuścił mnie z drzwiach, ale nawet nie pomyślałam, żeby
powiedzieć krótkie „dzięki”. Na dworze zrobiło się trochę chłodniej, ale chyba
zbytnio tego nie odczułam. Oparłam się o ścianę uśmiechając się sama do siebie,
z plecaka wyjęłam paczkę mentalowych Malboro a następnie podpaliłam jednego.
Przed oczami ukazywał mi się obraz starszego profesora, który zamykając moje
portfolio i powiedział: „Witam w Royal
College of Art panno Hughes.”...
Z kieszeni wyciągnęłam iPhonea, bo planując zakupy musiałam znać stan swojego
konta. Zalogowałam się na koncie bankowym online.
- Cudownie moi kochani ‘rodzice’. – wymamrotałam spoglądając na kwotę, którą mi
przysłali. – 5000 £. Prezent na zakupy...
Po drugiej stronie ulicy kątem oka zauważyłam bankomat. Przydeptałam peta i
przebiegłam na gasnącym, zielonym świetle. Wyciągnęłam kartę i wypłaciłam ‘pewną’
kwotę, która miała zaspokoić moje dzisiejsze zachcianki.
Złapałam taksówkę i pojechałam do najbliższego centrum handlowego.
***
Obładowana siatkami usiadłam w Starbucksie. Zamówiłam Pike Place™ Roast. Czekając na
kawę postanowiłam odezwać się do Liss, która pewnie biegała jak szalona po
całym Londynie.
- „Gdzie jesteś? Co robisz? Nie zgłupiałaś jeszcze biegając od uczelni do
uczelni? xx”
- „Nie, jest okej. Nie wierzyłam, że w jeden dzień tyle załatwię. Mam jeszcze
parę spraw, będę po 18. A co u ciebie beeejb? xoxo”
- „Zmiany, zmiaaany...”
Wsunęłam telefon do kieszeni i w tym czasie na stoliku pojawiło się moje
zamówienie.
- Proszę bardzo, życzę smacznego. – uśmiechnęła się do mnie dziewczyna.
- Dziękuję. – rzuciłam przysuwając do siebie filiżankę. – A przepraszam bardzo!
Wiesz może gdzie jest jakiś świetny fryzjer w okolicy?
- Najlepszy jaki znam i jednocześnie najlepszy w okolicy jest na 4 piętrze.
Idziesz schodami na górę a następnie w lewo. Od razu zauważysz neonowy napis ‘’Designation’’.
- Dzięki. – odparłam uśmiechając się do blondynki.
Blondynki...
***
- Dzień dobry. Niestety nie byłam umówiona, lecz... Wiem, że udało by się
załatwić coś, na czym bardzo mi zależy. – mrugnęłam do sympatycznej pani za
ladą.
- Witam. Hm... Proszę chwilkę zaczekać. – odparła wchodząc na zaplecze.
Oparłam się delikatnie o ladę jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Emily. – podała mi rękę kobieta o rudych, krótkich loczkach.
- Julia.
- Więc co robimy? Jakieś małe zmiany? Duże?
- Ogromne...
***
- Yo! Jest tu ktoś?! - wydarłam się na
cały dom, lecz odpowiedzi nie uzyskałam. – W sumie jest dopiero 17, więc... mrr...
chałupka do mojej dyspozycji. – roześmiałam się sama do siebie rzucając torby
na kanapę. Wzięłam szklankę soku pomarańczowego a następnie wraz z ‘tobołami’
wczołgałam się na górę. Nawet nie wiem czemu drzwi od pokoju przekręciłam na
kluczyk.
Wysypałam zawartości z toreb, więc jednocześnie moje całe łóżko było ‘zajęte’.
Przejrzałam wszystkie ciuchy po kolei a przy okazji wybierałam te na dzisiejszy
wypad do kina.
Gdy wszystko zostało ‘grzecznie’ poukładane w komodzie i powieszone w szafie,
podeszłam do lustra uśmiechając się sama do siebie...
Rzuciłam się na łóżko a następnie przysunęłam do siebie laptopa. Trochę
twittera, fejsbuka...
Zanim się obejrzałam była 1816. Usłyszałam, że wchodzą chłopcy.
- Lisa niedługo będzie. – usłyszałam głos Liama spod moich drzwi. – Seans mamy
na 1920.
- A na co idziemy?
- ‘’The Possession’’. Mrrr.
- Świeeetnie...
Zarzuciłam na siebie wybrane wcześniej już ciuchy <klik> a następnie
zeszłam na dół, na którym wszyscy byli i czekali na mnie.
- J-Juu-Julia...?
_____________________________
Wreeeeszcie xdd
Jak wrażeniaa? Hm? ;)
No cóż po tak długiej nieobecności ja sama musiałam przeczytać poprzedni rozdział aby napisać ten ;o no ale cóż, nie moja wina (;
+ 30 komentarzy to dużo? Serio...? Ludzie no! Jest ponad 50 obserwatorów + anonimy to powinno być jakieś 60 komentarzy a Wy mówicie, żebym zmniejszyła do 20... LOL
+ Naprawdę chciałabym dodawać te rozdziały szybciej, o wiele, ale... Tak trudno o komentarz...?
+ Jeśli się ktoś z Was zastanawia czemu Julia się tak zmieniła to... Zmieniła się tymi zdarzeniami... (Harry, Zayn etc...)
+ Jeśli macie jakieś ciekawe blogi max. 5 rozdziałów (!) to podajcie w komentarzach (+ opinia oczywiście ;))
+ Po prawej stronie jest nowa ankieta :) - głosujcie :)
30 KOMENTARZY - NOWY ROZDZIAŁ (:
*Julia*
- Nie jest ci zimno? –
zapytał nadopiekuńczo Zayn.
- Nie, jest w porządku. – odparłam lekko unosząc kąciki ust i kurczowo przyciskając
łokcie do żeber.
Szliśmy uliczkami w milczeniu od czasu do czasu zerkając na siebie ukradkiem i
ocierając o siebie nasze dłonie.
- Mogę o coś zapytać? – ‘wypalił’ w końcu przerywając (nie)zręczną ciszę.
- Nie. Nie chcę o tym rozmawiać Zayn. – odparłam stanowczo urywając ‘rozmowę’.
- Ale ja muszę ci coś powiedzieć…
Ścisnął moją rękę i obrócił mnie o 180° tak, że w tamtym momencie stałam do
niego tyłem. Delikatnie przysunął się od mnie.
- Nie potrafię ci spojrzeć w oczy, już nigdy… - wyszeptał łamiącym się głosem
delikatnie ocierając się o moje ucho swoimi ciepłymi wargami.
- Co ty bredzisz? – zmarszczyłam czoło i jednym ruchem odwróciłam się do niego.
- Chcesz wiedzieć?
- Nie, nie chcę. – rzuciłam sarkastycznie.
- To nie. – odparł biorąc na poważnie moje słowa.
- Nie wydurniaj się, okej? – podniosłam lekko ton.
- A co byś zrobiła jeśli powiedziałbym ci, że wiedziałem o drugiej lasce
Harrego? Od początku.
Głos mi się załamał. Stałam jak wryta patrząc pusto przed siebie, mijając
wzrokiem chłopaka, który sam patrzył się w niebo.
- Powiedział, że zerwał z nią wszelkie kontakty, wszystko. – kontynuował. –
Obiecał, że jesteś tylko ty, do tamtej się nie odezwie. Uwierzyłem. Pomimo, że
kochałem cię bardziej od niego to pozwoliłem w pewnym sensie na skrzywdzenie
ciebie. Przepraszam…
Parsknęłam śmiechem. Pokręciłam głową i powoli odchodziłam. On mnie kochał?!
Zayn?! Boże czemu to wszystko się wydarzyło?! Po kiego chuja tu przyjeżdżałam?!
- Zaczekaj, proszę. – złapał mnie delikatnie za rękę próbując zatrzymać.
- Nie waż się mnie dotykać. Jesteś taki sam jak on. Oboje siebie warci.
Skurwiele jebani. Rzygam wami. – wydusiłam z siebie wybuchając przeraźliwym płaczem.
Odwróciłam się na pięcie i sprintem pobiegłam w stronę domu.
*Louis*
Julia wbiegła SAMA do domu, minęła nas bez słowa i pobiegła do siebie.
- Ludzie, dom wariatów. – jęczałem chowając twarz w dłoniach.
- Dzięki. – wychylili się synchronicznie wszyscy w kuchni.
Po chwili do domu wpadł Zayn, który również minął nas bez słowa a następnie
trzasnął drzwiami od swojego pokoju.
No to miałem potwierdzenie.
*Julia*
Przykucnęłam na łóżku i popatrzyłam się pusto w ścianę.
- Skurwysyny, wszędzie skurwysyny. – wymamrotałam <klik>.
Otarłam łzy i weszłam do łazienki. Popatrzyłam w lustro i wiedziałam, że muszę
się zmienić. Nie tylko wygląd zewnętrzny, ale i coś od środka. Coś a’la „zimna
suka”? Oh, yes.
Rano przebudziłam się ok. 8. Zarzuciłam niedbale szlafrok i zeszłam na dół.
Samochód przyjechać miał po nas przed 12.
W kuchni był Liam i Louis. Rzuciłam krótkie „hej” i wyszłam po drodze
zgarniając croissanta.
Zaczęłam ogarniać pokój a w międzyczasie jadłam swoje śniadanie.
Następnie wzięłam gorącą kąpiel i ubrałam się w zostawione wcześniej ubrania
<klik>.
Otworzyłam drzwi pokojowe a na korytarzu stali prawie wszyscy targając swoje
walizki. ‘Zrzuciłam’ niedbale torby na parter a następnie usiadłam obok Mon na
kanapie zaczynając jednocześnie rozmowę, szczerze mówiąc to o niczym.
Po chwili usłyszeliśmy klakson samochodu i wszyscy jak na gwizdek złapali swoje
walizki i rzucili się w stronę drzwi. Zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w
stronę lotniska.
***
Weszliśmy na pokład ‘trochę’ luksusowego samolotu i każdy zając wybrane przez
siebie miejsce.
Właśnie wtedy zaczęło mi się przypominać… ta cała awaria, jakiś lament,
pocałunki, feeeh.
- Możemy pogadać? – rzucił w pewnym momencie Liam patrząc po kolei na każdego z
osobna. – WSZYSCY – podkreślił.
Usiedliśmy w ‘kółku’ i żadne z nas nie wiedziało od czego zacząć.
- Okej. To po pierwsze… - zaczął Lou - Nie wiecie jeszcze czegoś… Zaczynamy…
Znaczy… Kontynuujemy edukację. Wracamy do szkół, zdajemy matury i kontynuujemy
studia. Zespół będzie nadal, spokojnie. Koncerty w wolnych chwilach…
- Hahaha, powtórz. – parsknęłam sarkastycznie.
- Nie martw się bejbe, może też pójdę na fotografie. – odparł śmiejąc się.
- Nienienie, moment. Mówicie serio? – odezwała się Monica przyglądając się
każdemu z nich osobno.
Pokiwali głowami a następnie… przybili piąteczki?! WTF?!
- Cudownie się zapowiada. A co z Lisą?! – wzburzyłam się rozkładając ręce.
- Już wie. Nialluś informator. – odparł Liaś wyszczerzając ząbki.
- Aha, świetnie. – rzuciłam wstając z fotela.
***
- Jezus Maria! JUUUULIAAAAAAAAAAAAA! – wrzeszczała Lisa rzucając mi się na
szyję. – Boże! Żyjesz, ogarniasz, jak się czujesz?
- Wszystko w jak najlepszym porządku kochanie. Nie dramatyzuj. – odparłam nadzwyczaj
‘szczerze’.
Po kilku minutach drogi już staliśmy przed domem. Oh, londyńskie budynki!
Wszyscy wysiedli z auta i zgarniali torby do domu a mi się nie widziało, żeby z
niego wysiąść.
- Poproszę do Hotel The Sheraton Park Lane Londyn w Piccadilly
W1J 7BX London. – rzuciłam w stronę kierowcy licząc, że zawiezie mnie pod
wskazany adres.
- Co ty wyrabiasz?! – wrzasnął Louis otwierając drzwi samochodowe.
- Nie widać?
- Nie wydurniaj się do jasnej cholery! Wchodź do domu, proszę cię kochanie.
- Ja nie mogę…
- Możesz. Przynajmniej na razie.
Wysiadłam z wozu a zarazem trzasnęłam
drzwiami. Minęłam chłopaka bez słowa i weszłam do środka kierując się na górę.
Było już dość późno, ale zdążyłam iść jeszcze po małe zakupy, zjeść coś i
rozpakować się. Po 23 wzięłam jeszcze szybki prysznic a chwilę potem leżałam
już w łóżku.
Byłam w trakcie zasypiania gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Mogę? – usłyszałam utęskniony głos.
- Jutro. – odparłam szybko przekręcając się na drugi bok.
- Łiiiii jak cieplutko. – rzuciła radośnie Liss wślizgując mi się pod kołdrę. –
Chcę pogaaadaaaać.
- Boże kapucynie, jest przed północą, jutro ok?!
- Sądzisz, że uda ci się mnie spławić?
Już całkowicie wykończona a jednocześnie zdenerwowana wstałam z łóżka i
stanęłam przy oknie.
- Co chcesz wiedzieć kochanie? Że dymał dwie naraz? Uroczo. – wydusiłam z
ciebie i jednocześnie wyciągnęłam paczkę papierosów.
Rozmawiałyśmy do 4 nad ranem. O wszystkim i o niczym. Kochałam to…
_______________________
Po raz kolejny powtarzam: NIE SPAMOWAĆ MI KOMENTARZAMI ''DODAJ NOWY" (ETC) BO TAKIE Ą USUWANE. Komentarze są po to żeby wyrazić swoją opinie -_-
Na 30 komentarzy muszę czekać ok. miesiąca choć jest Was ponad 50 + anonimy. Dzięki...
30 komentarzy - nowy rozdział.